Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Album: Memy · 18 kwietnia 2023 · 5 157 x · Tagi: radar fotoradar mandat pose ł. 127 Podoba mi się! Kup teraz na Allegro.pl za 49 zł - NIC nie widziałem, nic nie słyszałem DVD napisy PL (13737774099). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! San Francisco. Logan Sharpe (Martin Landau), liberalny uliczny kaznodzieja i jednocześnie kandydat polityczny zostaje oskarżony o zabójstwo prostytutki. Tę bardzo trudną sprawę próbuje rozwikłać porucznik policji, Virgil Tibbs (Sidney Poitier). Oficerowi do wiwatu dają także sfrustrowana żona i zbuntowany nastoletni syn, co utrudnia mu skupienie się na śledztwie. Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. Witajcie! Dzisiaj post na luźno, obiecany już dawno temu. Otóż chciałam poruszyć między Wami temat tatuaży, który jest dość kontrowersyjny. Tak, kontrowersyjny. Dlaczego? Ponieważ są jego zwolennicy i też przeciwnicy - nie ma tak dobrze. Szczerze się przyznając - moja mama zawsze była temu przeciwna. Że na co mi to, tylko krew zepsuje i później ta krew jest zepsuta. Nic bardziej mylnego! Ja, jako Dawca Krwi, po oddaniu już prawie 3 litrów, a dokładnie 2700 ml, nie chciałam niszczyć sobie krwi. Uzupełniając po raz pierwszy kwestionariusz, zauważyłam, że po zabiegach kosmetycznych, depilacjach laserowych, przekłuwaniu części ciała, czy TATUAŻU trzeba odczekać pół roku. Więc to nie tak, że nie można. Postawiłam sobie za cel, oddać pięć litrów, co równa się z pierwszym odznaczeniem Honorowego Dawcy Krwi. Jeżeli można oddać trochę siebie, a tym samym uratować czyjeś życie? Mnie to nic nie kosztuje, a pomagać jak wspominałam warto. Także moją pierwszą nagrodą za pięć litrów krwi, będzie tatuaż i pół roku przerwy. Po kolejnych pięciu, zrobię prawdopodobnie następny. I jeszcze raz. Tatuaż.. Z czym to się je? Tutaj już odsyłam Was do portalu KobiecePorady, gdzie klikając w nazwę przeniesiecie się na portal i poczytacie kilka wskazówek co zrobić po wytatuowaniu, gdzie jest najlepiej zrobić tatuaż i kilka innych. Są to bardzo przydatne wskazówki, a nawet i wzory. Jednak ja z nich nie skorzystam (ze wzorów). Jeżeli mam zamiar zrobić sobie tatuaż, to z głową, że tak powiem. Nie pójdę za modą, bo coś teraz jest na czasie, a za pół roku będzie przereklamowane? Ee-ee. Spotkałam kilka osób, które właśnie zrobiło je pod wpływem chwili i jeszcze nie żałują, bo są to tatuaże świeże, ale później? Sami się przekonają. Moim pierwszym pomysłem, było wytatuowanie lilii na łopatce. Ale tak myślę, myślę... No to, że mi się podoba, nie ma sensu. To musi coś dla mnie oznaczać - bo zostaje ze mną na całe życie. Owszem, można usunąć tatuaż, ale to sporo kosztuje i wiem, że głównie zostają blizny. Zawsze też można spróbować go przerobić, w sensie, że coś dorysować, ale... nie. Jeszcze taki pomysłem, jak już tatuaż, to łapki kocie lub pieska. Ale znów to samo. ładnie to wygląda, ale jest pozbawione sensu. Ewentualnie kiedyś tam, mogłabym jedną łapkę mieć na nadgarstku, ale nie więcej, niż jedną i niezbyt dużą, raczej taką na maksymalnie dwa centymetry. Łapacze snów też mi się bardzo podobają, ale to tez bardziej jako ozdoba, niż coś związanego ze mną, moim życiem czy czymś podobnym. Jednak to, o czym myślę od dawna, to napis. Na lewym nadgarstku. W razie wu, zawsze można go przykryć zegarkiem, czy też bransoletką, bo na tej ręce zazwyczaj noszę te ozdoby. A więc. Kwestia napisu zostaje do przedyskutowania, bo zostało mi jeszcze półtora roku, około - na namyślenie się. Jak narazie jest to napis "NO TE RINDAS" co z hiszpańskiego oznacza Nie poddawaj się. Ten napis wielokrotnie podczas smutnych i ciężkich dni podnosiłby mnie na duchu, dawał kopa na każdy dzień i motywował by godnie żyć. Zwykłą, prostą czcionką, z drukowanych liter. Cenię sobie minimalizm, nie lubię ozdób, zawijasów. To jest tatuaż dla mnie, a nie dla świata. :) Tak, to moja ręka, a napis wykonany długopisem. Oczywiście koślawo, ale to nie to do końca, jak go widzę. Ale tej mniej więcej wielkości będzie w przyszłości. :) Obrazek z tumblr'a, mojego, więc jeżeli zobaczycie go gdzieś w sieci, żeby nie było, że podkradłam. ;) Myślałam, że mogłabym sobie wytatuować swoją grupę krwi, ale jednak to jest kwestia sporna, bo gdyby kiedyś coś potoczyło się nie moimi myślami, przy transfuzji odczynnik + może zmienić się na - i odwrotnie. Dlatego też to pozostawiam sobie jeszcze do przemyślenia. No i oczywiście może kiedyś, jak już będę się nazywać nie Angelika Ś.,a Angelika K. kto wie, czy nie wytatuuję sobie jakiejś daty, lub imienia lubego... To jest już bardziej taka opcja awaryjna, jakby jeszcze ciągnęło mnie do tatuaży. Co ma być, to będzie. Jednak jestem bardzo ciekawa, co Wy sądzicie na temat tatuaży? Macie jakieś? Może chcecie zrobić? A jeśli tak, to co chciałybyście, by było Waszym znakiem szczególnym? Warto pamiętać o tym, że jest to znak na CAŁE ŻYCIE, więc z sensem powinno się je wybierać. Ah! I nie zapominajcie, że jest henna, warto zrobić najpierw hennę, a kolejno pomyśleć już o takim prawdziwym. :) Czym różni się chciwość od chęci zysku? Ile warci są ludzie w świecie wielkich finansów? Tyle ile przynoszą zysków? A co gdy zaczynają generować straty? Jak w takim momencie podsumować ich? Od sukcesu do porażki jest tylko czasem jeden krok, kilka poleceń, naciśnięty enter na klawiaturze i po prostu łut szczęścia. Gdy rozgrywka toczy się o wysokie stawki każda decyzja jest na wagę złota i to czasem dosłownie, jedna odpowiedź warta jest miliony, a jej autor ryzykuje w niektórych chwilach więcej niż tylko pieniądze i swoją reputację ... Chciwość i chęć zysku, dwie strony jednej monety, będącej podstawą triumfu i jej znienawidzonej siostry - przegranej. W jednej chwili być na szczycie by zaraz potem znaleźć się na dnie, kilka sekund i nagle wszystko wygląda zupełnie martwego człowieka nigdy nie jest dobrą wróżbą, nawet gdy jest się policjantem mającym za sobą wiele spraw kryminalnych. Spokojny wieczór przed powrotem do pracy po dłuższej przerwie zmienia się całkowicie w momencie kiedy spostrzega się kogoś leżącego na korytarzu spokojnej kamienicy, zamieszkanej przez zamożniejszą część społeczeństwa. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a trup jest, jak to możliwe? Brak czasu dla rodziny, a co dopiero by poznać sąsiadów, praca wymaga poświęceń, a na to co poza nią pozostaje już zbyt mało czasu i chęci. Wielkie miasta sprzyjają anonimowości, jeżeli ktoś chce pozostać niezauważonym to ma duże szanse na to. Zabieganie i zajęci własnymi sprawami ludzie nie zauważają lub też wolą nie widzieć tego co uważają za zbędne dla nich, w końcu w takim zbiorowisku łatwo przesunąć odpowiedzialność na innych. Jak jednak w takich warunkach prowadzić dochodzenie, kiedy każdy ślad urywa się bądź prowadzi donikąd? Brak świadków, brak poszlak, brak podejrzanych i jeden zamordowany, podobno nie wadzący nikomu, więc kto stoi za śmiercią ofiary i kim ona była w rzeczywistości? Ślady zostały starannie zatarte, postarano się o to w profesjonalny sposób, tak by śledczy nie mogli zdobyć żadnego punktu zahaczenia, ale widocznie nie przewidziano uporu prowadzących dochodzenie. Szczegół do szczegółu i powoli pojawia się panorama czyjegoś życia, w którym białe plamy zapełniają się, dając w efekcie obraz, dający odpowiedzi na wiele pytań, lecz i zadający własne... czy historia sprzed paru miesięcy może się powtórzyć? Honor jeszcze coś znaczy? A może już dawno stał się przeżytkiem? Ile warte jest ludzkie życie i komu zaufać gdy nagle wszystko co znane i budowane przez lata zaczyna się walić? Zainteresować czytelnika motywem sensacyjnym nie jest łatwo, w końcu jak można "uatrakcyjnić" książkowe dochodzenie? Trupem ścielącym się gęsto i często lub krwawymi szczegółami? Zawiłym śledztwem? A może wystarczy nakreślić ciekawie osobę stróża prawa, takiego z pogranicza rozczarowania światem i wiary, że jeszcze można coś zmienić w nim? Nie raz i nie dwa postać taka była już bohaterem kryminału, lecz czasem sprawdzony pomysł nie jest wcale kalką, ale intrygującym rozwinięciem tematu. Historia śledczego i historia ofiary zazębiają się tworząc ciekawe wątki, dając w efekcie nieprzewidywalną fabułę z zaskakującym zakończeniem. Zwycięstwo dobra nad złem oraz kwestia zbrodni i kary wydają się już dawno rozstrzygnięte, ale czasem to co na pierwszy rzut oka wygląda jak prawda poparta faktami ma zupełnie inne oblicze, które wpływa na końcowy wynik. Rzeczywistość przynosi rozczarowania, lecz czy trzeba ją zawsze ujawniać, szczególnie gdy jedynie krzywdzi i zamiast ulgi przynosi jeszcze większy ból? "Piramida śmierci" wprowadza czytelnika w świat ludzi, noszących wiele masek, gdzie przyjaźń i zaufanie wydają się pustymi słowami, a ofiara niekiedy jest nią tylko z nazwy .... Po raz drugi przed hazardową komisją śledczą stanął wczoraj były minister sportu Mirosław Drzewiecki. Polityk Platformy podtrzymywał swoją wersję zdarzeń: nie wiedział, że podpisuje pismo stwierdzające, iż jego resort nie chce dopłat do gier. Likwidację dopłat u kolegów z Platformy próbowali załatwiać biznesmeni branży hazardowej. Winę za treść pisma Drzewiecki zrzucał na urzędników ministerstwa, którym kierował. Mirosław Drzewiecki, czyli „Miro” z podsłuchów rozmów biznesmenów branży hazardowej z politykami Platformy Obywatelskiej, powtórzył wczoraj, iż stał się mimowolnym uczestnikiem „pseudoafery” hazardowej sprokurowanej przez byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Śledczy ponownie dopytywali Drzewieckiego o pismo, które 30 czerwca skierował do Ministerstwa Finansów z informacją, że resort sportu rezygnuje z drugiego etapu budowy Narodowego Centrum Sportu, a skoro pieniądze na ten cel miały pochodzić z dopłat do gier, to i dopłat resort nie chce. Wprowadzenie dopłat mogło być bardzo bolesne finansowo dla biznesmenów branży hazardowej. Dlatego biznesmen tej branży Ryszard Sobiesiak – „Rycho”, próbował załatwić u kolegów z Platformy Obywatelskiej – „Mira” (Mirosława Drzewieckiego), „Zbycha” (Zbigniewa Chlebowskiego) i „Grzecha” (Grzegorza Schetyny) – porzucenie przez rząd pomysłu ich wprowadzenia. Drzewiecki tłumaczy teraz, że składając swój podpis pod pismem do resortu finansów, gdzie znalazł się zapis, iż resort sportu dopłat nie chce, stwierdził, że nie wiedział, co podpisuje. A winę za treść pisma spychał na swoich podwładnych. Były minister tłumaczył, iż doszło w tym przypadku do błędu. Nie potrafił jednak wczoraj wskazać, na czym ten błąd miałby polegać. Co więcej, żaden z urzędników do żadnego błędu podczas przesłuchania przed komisją się nie przyznał, a nawet za rzekomo popełniony błąd nie został też ukarany w myśl przepisów kodeksu pracy. Drzewiecki zeznał, iż o konieczności wysłania pisma do Ministerstwa Finansów, informującego, że resort sportu rezygnuje z drugiego etapu budowy NCS, poinformowała go Monika Rolnik, dyrektor generalny w resorcie sportu. Rolnik zleciła przygotowanie pisma Rafałowi Wosikowi, który w ministerstwie sportu pełnił funkcję dyrektora departamentu prawno-kontrolnego. Wosik zeznał w czwartek, że dostał od swojej przełożonej szczegółowe informacje o zawartości pisma i się do nich dostosował. Przesłał też Monice Rolnik pismo do akceptacji, tytułując służbowego e-maila: „Ustawa o grach losowych. Rezygnacja z dopłat”. Nikt więc nie powinien mieć wątpliwości, iż pismo zawiera zapis właśnie o rezygnacji z dopłat. Rolnik pytana przez śledczych, dlaczego przepuściła w piśmie zapis o rezygnacji z dopłat, skoro podobno nie było to intencją ministra Drzewieckiego, stwierdziła, iż nie ma upoważnienia do weryfikacji merytorycznej pisma. Narracja DrzewieckiegoMirosław Drzewiecki przekonywał z kolei, iż wcale zrezygnować z dopłat nie chciał. Zaznaczył, że wprowadzenia dopłat chciało Ministerstwo Finansów, dlatego, jego zdaniem, stanowisko ministra sportu w tej sprawie nie miało znaczenia dla wprowadzania bądź niewprowadzania dopłat. Drzewiecki już wcześniej zwracał się do tego resortu z postulatem wycofania się z pomysłu poszerzenia katalogu dopłat. Później zmieniał jednak zdanie po interwencji ministra finansów Jacka Rostowskiego, który wprowadzenie dopłat argumentował napiętą sytuacja twierdzi, że nie wiedział, co podpisuje, ale dobrze wiedzieli biznesmeni branży hazardowej, którzy po piśmie ministra sportu zacierali ręce. 6 lipca, czyli kilka dni po wysłaniu pisma z resortu sportu do Ministerstwa Finansów o rezygnacji z dopłat, współpracujący z Sobiesiakiem były prezes Totalizatora Sportowego Sławomir Sykucki informuje biznesmena: „Mam na rękach pismo o wycofaniu się Drzewieckiego z dopłat”. 7 lipca natomiast wicedyrektor Departamentu Służby Celnej w resorcie finansów Anna Cendrowska skierowała pismo do wicedyrektora Departamentu Kontroli Celno-Akcyzowej i Kontroli Gier w Ministerstwie Finansów, informując, iż w związku z wycofaniem się ministra sportu z dopłat z projektu ustawy zostaną usunięte dotychczasowe propozycje w tym się, na wniosek ministra sportu, z pomysłu dopłat przez Ministerstwo Finansów potwierdzał także w rozmowie z dziennikarzem „Pulsu Biznesu” Witold Lisicki, rzecznik wiceministra finansów Jacka Kapicy. Informacja podana przez Lisickiego o tym, że resort finansów „wniosek ministra sportu przyjmuje i w związku z tym wprowadzi stosowną zmianę”, nie został później sprostowany. Amnezja z FlorydyDrzewiecki dopytywany był także o swoje spotkanie z Ryszardem Sobiesiakiem na Florydzie, do którego miało dojść w listopadzie 2009 roku. Były minister sportu konsekwentnie zaprzeczał, że spotkał się wtedy z Sobiesiakiem, zeznając, że z biznesmenem spotkała się jego żona. Sobiesiak przyznał jednak przed komisją, że z Drzewieckim się wtedy spotkał. Jednakże na początku marca przy podpisaniu protokołu zeznań zmienił zdanie, zaprzeczając, że do takiego spotkania doszło. Co ciekawe, protokół zeznań do podpisania został dostarczony Sobiesiakowi na Florydę. Na pytanie Beaty Kempy (PiS) Drzewiecki – zasłaniając się niepamięcią – nie odpowiedział, czy w dniu, w którym Sobiesiak zmieniał swoje zeznania, także były minister przebywał na Florydzie. Artur Kowalski

nic nie widziałem nic nie słyszałem tatuaz